Film jest znakomitym studium nie tylko procesu "prania mózgu", ale też leczenia. Z obrazu wyłania się smutna refleksja, że prawdziwe leczenie duszy nie jest możliwe.
Z kim kojarzy się Wam nazwisko Olsen? Biorąc pod uwagę portal, na którym to pytanie zadaję, odpowiedź wydaje się oczywista: z bliźniaczkami Olsen, gwiazdami "Pełnej chaty" i młodocianymi celebrytkami. Jednak bliźniaczki mają siostrę o imieniu Elizabeth. Mogliście o niej dotąd nie słyszeć, ale wkrótce to się zmieni. Trzecia siostra Olsen pokazała bowiem olbrzymi talent aktorski w filmie "Martha Marcy May Marlene".
Martha to zagubiona nastolatka, która w pewnej skromnej komunie odnalazła spokój. Nie obyło się bez przykrych niespodzianek, jak rytuał oczyszczenia, któremu bardzo blisko jest do gwałtu, ale przez dwa lata była tam w miarę szczęśliwa, niezauważalnie wyzbywając się swego dawnego ja, a w zamian otrzymując wyprany mózg. Jednak po dwóch latach stamtąd uciekła i trafiła do domu siostry i jej przystojnego, nastawionego na sukces męża. W nowym otoczeniu Martha czuje się zupełnie rozbita. Nie potrafi przyjąć wartości i norm zachowania swoich bliskich. Choć bowiem fizycznie uwolniła się od grupy, psychicznie wciąż w niej tkwi i nie bardzo wie, jak z tych więzów się wyplątać (i czy w ogóle powinna próbować).
"Martha Marcy May Marlene" w całości spoczywa na barkach Elizabeth Olsen. Mało doświadczona aktorka wywiązuje się z powierzonego zadania śpiewająco. Jak zahipnotyzowani będziecie wpatrywać się w postać Marthy, kiedy stopniowo obnażana zostanie przerażająca prawda o stanie jej ducha. Dziewczyna została kompletnie złamana i przebudowana. Jej psychika zrosła się na nowo i teraz, kiedy desperacko próbuje dojść do siebie, nie robi nic innego, jak tylko przeżywa raz jeszcze całą swą tragedię. I czyni to w milczeniu, przez co nie może oczekiwać pomocy z zewnątrz od siostry, która bardziej zainteresowana jest zagłuszeniem własnego poczucia winy, niż dowiedzeniem się, co też przydarzyło się Marcie. Milczenie dziewczyny sprawia, że ponownie staje się ofiarą - jej zachowanie przerazi bowiem najbliższych i wywoła reakcję odrzucenia.
Film jest znakomitym studium nie tylko procesu "prania mózgu", ale też leczenia. Z obrazu wyłania się smutna refleksja, że prawdziwe leczenie duszy nie jest możliwe, ponieważ ludziom, nawet tym najbliższym, brakuje empatii i cierpliwości. Na tym zasadza się paradoks "Marthy Marcy May Marlene": to, co powinno być domeną bliskich, jest atutem obcych. To właśnie członkowie grupy przyjęli Marthę z otwartymi ramionami, wykazali się cierpliwością, pozwalając, by "odtajała", otworzyła się i rozpoczęła proces "leczenia".
Całość jest nieco przydługa, chwilami popada w łopatologię i powtórzenia. Jednak dzięki znakomitej obsadzie aktorskiej (prócz Olsen na brawa zasługuje John Hawkes) jest to mimo wszystko bardzo dobra lektura.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu